Działo się to gdzieś w pobliżu granicy z Kongiem Belgijskim pod koniec XIX wieku. Misja katolicka prowadziła tam sporą plantację herbaty. Pracowało na niej kilkudziesięciu murzynów i – jak to bywa w przypadku darmowych robotników – nie odznaczali się zbytnim entuzjazmem do pracy. Dozorowanie ich pod gołym niebem w tropikalnym skwarze Afryki, nie można było zaliczyć do wyszukanych przyjemności. Toteż braciszkowie zakonni unikali tej służby niczym dopustu Bożego. Jednym jedynym, który sobie radził, był pewien Holender, brat Stijn. Wszyscy wiedzieli, że zakonnik ma wyjątkową nutę do spania. Dla nikogo też nie było tajemnicą, że w krzakach ukrywa leżak, na którym tuż po objęciu dyżuru, oddaje się swojej namiętności. Lecz jakby na przekór wszystkiemu, właśnie wtedy murzyni pracowali najlepiej. Nikt nie potrafił dociec, jakich sztuczek używa brat Stijn, żeby zobligować ich do roboty.
Wreszcie przełożony misji przywołał go do siebie i zażądał wyjaśnień. No i wszystko się wydało. Otóż brat Stijn, jako młody chłopak stracił oko i nosił protezę. Tę przypadłość wykorzystywał, by zachęcić tubylców do pracy. A robił to tak: najpierw gromadził całą tę zgraję na środku plantacji, potem wygłaszał im odpowiednie kazanie, następnie wbijał w ziemię słupek, wyciągał szklane oko, stawiał je na słupku i mówił, kiwając ostrzegawczo palcem: „Teraz pójdę tam, w te krzaki, żeby wypocząć, ale pamiętajcie, moje oko będzie się wam bacznie przyglądało. Nie muszę wam chyba tłumaczyć, co to oznacza…”. Oko brata Stijna było czymś tak strasznym dla murzynów, że pracowali oni bez nadzoru od rana do wieczora, nie ociągając się nawet przez chwilę.
Być może to opowiadanie wydaje ci się zabawne, śmiejesz się z naiwnych Afrykanów. Ale dokładnie tak samo postępuje się wobec nas. Rozejrzyj się tylko dookoła, ile kamer obserwuje każdy twój krok na ulicy, w miejscu pracy, a nawet w domu. Można nas podglądać za pomocą kamery we własnym laptopie albo smartfonie. A w szczególnych przypadkach za pośrednictwem miniaturowego drona, przez okno. Czujesz się z tym komfortowo?
Oczywiście wmawia się nam, że to dla naszego dobra, dla bezpieczeństwa. Ale trzeba być naiwnym, żeby w to uwierzyć. Chodzi dokładnie o to samo, co w przypadku murzynów z mojego opowiadania. Wiem, że nie jesteśmy w stanie zatrzymać postępu technicznego i nie o to chodzi. Chodzi o to, żebyśmy nie godzili się na wykorzystywanie go w celu ograniczania naszej wolności, bo któregoś dnia możemy się już nie obudzić, jako wolni ludzie. Zgoda lub niezgoda zaczyna się w umyśle.
Już sam fakt wyciągnięcia oka jest dosyć nieprzyjemnym widokiem, sama bym zabrała się do roboty ze strachu, 😆.
A wracając do teraźniejszości, to w dzisiejszych czasach pluskwy mogą być wszędzie, kto wie może jeszcze trochę a będziemy mieli wszczepiane chipy przy najmniejszych zabiegach albo przy kupnie czegokolwiek, nawet jedzenia. Podsłuchy będą dodawane w gratisie aby nas kontrolować.
Nowoczesne czasy są pewnym ułatwieniem dla ludzi, ale z drugiej strony przejmowanie kontroli nad nami i dyrygowanie jest skutkiem ubocznym postępu technicznego. Dobrze, że jeszcze możemy swobodnie myśleć. Chociaż przypominając sobie film Robocop, to przyszłość nie najlepiej wygląda🤔