Podejrzewam, że mało kto dzisiaj słyszał o takiem człowieku jak Konstanty Paustowski. Ten pisarz o polsko brzmiącym nazwisku był Rosjaninem i pisał głównie dla dzieci i młodzieży. Ale spod jego pióra wyszło też parę książek dla dorosłych, z których jedna zdobi moją biblioteczkę w Magicznej Samotni, a o drugiej zaraz napiszę. Specjalnie używam słowa „zdobi”, gdyż uważam prozę Konstantego Paustowskiego za jedną z najciekawszych w literaturze rosyjskiej. Mam na półce świetną powieść pt. „Romantycy” w przekładzie Jerzego Jędrzejowicza.
Ale książka, o jakiej chce napisać nosi tytuł „Złota róża”. Niestety, pożyczyłem ją komuś parę lat temu i, jak to bywa z pożyczonymi książkami, zapomniała do kogo należała; już do mnie nie wróciła. Ja z kolei nie pamiętam komu ją wypożyczyłem i w ten sposób koło niepamięci zatoczyło krąg, a książka dała się skołować i nie odnalazła już drogi do domu. Na całe szczęście pamiętam parę opowieści z tej książki, przynajmniej z grubsza. I to jest komplement pod adresem autora.
Tytułowe opowiadanie z tego zbioru traktuje o paryskim śmieciarzu, nazwiskiem Jan Chamet. Nie był on takim zwykłym śmieciarzem, a przynajmniej nie w tym słowa znaczeniu, w jakim my to pojmujemy. Naprawdę był to biedny człowiek, który miał marzenie. Nie posiadał pieniędzy, żeby je zrealizować, wobec czego przez długie lata przesiewał pył sprzątany w pracowniach jubilerskich, aby nazbierać wystarczającą ilość złota. Chciał bowiem odlać z niego różę, która przyniesie szczęście każdemu, kto ją dotknie. Złota róża przeznaczona była dla liliowej jak bez Zuzanny.
Niestety, historia nie kończy się tak, jak życzyłby sobie Jan Chamet. Dar nie dociera do adresatki. Spod brudnej poduszki zmarłego śmieciarza różę zabiera jubiler, który swego czasu odlał ją dla niego. Sprzedaje tę różę literatowi, a ten opisuje historię w swojej książce i tym sposobem złota róża trafia do rąk czytelnika. Ale czy przynosi mu szczęście, czy nie, to już osobna historia.
Ta opowiastka zawiera jednak w sobie coś głębszego, pewną symbolikę…
„My, pisarze, zbieramy przez dziesiątki lat miliony ziarenek złotego piasku, zbieramy sami tego nie dostrzegając, zamieniamy w stop, a potem wykuwamy z tej bryłki swoją złotą różę”. A przynajmniej mamy taką nadzieję. Bo jeśli ta róża nie da czytelnikowi oczekiwanej satysfakcji, to czy będzie można nazwać ją złotą? Czy wówczas okażemy się prawdziwymi alchemikami, umiejącymi przemieniać litery w emocje? Przystępując do pracy, nikt tego nie wie na pewno, może mieć tylko nadzieję. Ja też mam nadzieję, że gdy niebawem oddam do druku drugi tom książki „Daisy. Błękitna tożsamość”, dla Liliowej Zuzanny będzie to złota róża.
Drogocenny pył, zbierać może każdy, bo ,,każda chwila, każde rzucone nieumyślnie słowo i spojrzenie, każda głęboka albo żartobliwa myśl, każdy niedostrzegalny odruch ludzkiego serca, tak samo jak i lotny puch topoli albo światło gwiazdy, odbite nocą w kałuży – wszystko to są okruszyny złotego pyłu”.
Gromadzić go więc można w sercu codziennie, aby na przestrzeni życia wytopić z niego swoją złotą różę. Wszystkie doświadczenia, generujące prawdziwe poruszenie w sercu to fragmenty tej róży, wtedy właśnie w nim powstające.
Dni piękne i szczęśliwe, płatek po płatku, przemieniają się w rozłożyste kwiaty. Te trudne i bolesne to wytapiające się kolce – bez których róża nie mogłaby być różą. Łodygę tworzą dni codzienne, zwyczajne, które gdy przekute na dobro, utworzą jego solidną podstawę.
W pewnym sensie więc, wszyscy jesteśmy Chametami.
Wciąż i wciąż jak widać, ta historia pracuje we mnie., generując tysiąc i jedną myśl.
Za parę godzin zacznie się Dzień Kobiet. Życzę więc Pani Złotej Róży dla Liliowej Zuzanny!
czytam pana teksty od jakiegos czasu i zastanawiam się czy istneje pan naprawdę czy jest pan z bajki dla kobiet;)
Jestem z bajki, ale chodzę po ziemi. Zostałem wygnany z baśniowego świata za to, że pokochałem kogoś, kogo mi nie było wolno i teraz muszę to odpokutować. W ramach zadośćuczynienia zmuszony jestem złamać serce jakiejś ziemskiej kobiecie i dopiero wtedy będę mógł wrócić do bajki 😉
a jak to kobieta złamie panu serce to co?
Hmm… to była lekcja, z której potrafię wyciągnąć naukę.
błedy są takie słodkie
nie trzeba z nich rezygnować
Bardzo wymowny tekst. Dziękuję za przytaczanie takich opowieści i ich ocalanie. Za bezcenne chwile kontemplacji i za ,,litery przemieniane w emocje”, które tworzą niezwykły obraz w wyobraźni i dodają magii codzienności.
A Pani ma szczególne skłonności do magii. Czy próbowała Pani odnaleźć Złotą Różę i sprawdzić, czy jej dotyk przyniesie Pani szczęście?
Chcę wierzyć, że takiego właśnie dotyku złotej róży doświadczam za każdym razem, gdy odczuwam wzruszenie słowem, obrazem, dźwiękiem, gestem czy sytuacją. Ciepło rozlewające się wówczas w sercu, jest dla mnie tym rzeczonym szczęściem…
W Twoim przypadku Zbyszku, każda książka jest taką różą i na szczęście trafia tam gdzie ma trafić. A emocje budzą niemałe. Cieszę się, że w końcu drugi tom Księżnej kończy się pisać. Czekam, czekam i końca nie widać😉
Kasiu, jest światełko w tunelu, ale to nie jest pędząca lokomotywa, tylko ciuchcia zwana mną, niestety…
Trochę nie rozumiem – czy ta złota róża była dla każdego, kto jej dotknie, aby dać jemu/jej szczęście, czy była przeznaczona dla jednej konkretnej odbiorczyni – czyli dla liliowej jak bez Zuzanny? Czy może, osoba, która jej dotknęła, stawała się z automatu tą Zuzanną liliową? Mam umysł ścisły więc lubię precyzję. Wszystko jest w tym tekście piękne i czarujące i logiczne – z punktu widzenia matematycznego. Proszę skrócić me męki i wyjaśnić tę kwestię do końca. Nie tylko romantyczki czytają Pana teksty, które potrafią bujać w obłokach i gdzieś tam trafią na właściwą odpowiedź. Są też zwyczajne kobiety, które lubią mieć ,,podane na tacy;”;)
Pani Alino, gdyby literatura była dziedziną ścisłą, byłaby matematyką. Ale jeśli ma się nią karmić ludzki duch, to za mało. Sztuka musi otwierać oczy na to, czego nie widać. Nikt za Panią nie zobaczy tego,co może ujrzeć tylko Pani. Jestem pewien, że znajdzie Pani swoją odpowiedź…