Dino Buzzati to pisarz, z którym łączy mnie pewna przypadłość charakterystyczna tylko niektórym twórcom. Mianowicie dbałość o precyzję wypowiedzi, ten artysta potrafił docenić wartość pojedynczego słowa. „Poprawiam tekst setki razy – zwierzał się Giuseppe Trevisaniemu. – To praca przeogromna. (…) Znalezienie własnego języka jest dla pisarza sprawą najwyższej wagi”. U mnie przekłada się to na pisanie w zwolnionym tempie. Cenię go jednak za coś więcej niż tylko precyzyjność, ważna jest dla mnie jego wyjątkową duchowość. A za przykład tego, o czym mówię, niech posłuży opowiadanie pt. Ukryci staruszkowie, które tutaj streszczę.
Autor snuje w nim historię młodego, radosnego człowieka, który nieoczekiwanie oświadczył swemu przyjacielowi, że wkrótce umrze.
– Jak to możliwe? – spytał zaskoczony mężczyzna nie odrywając od niego badawczego wzroku. – Rozchorowałeś się, lekarz ci coś wmówił?
Ale zamiast cokolwiek wyjaśniać, młodzieniec poprosił swego kompana, aby spojrzał na niego przez specjalne okulary. Miały one doprawdy niezwykłą właściwość. Gdy założył je na nos, zamiast młodego zdrowego mężczyzny, ujrzał żałosnego, chylącego się ku śmierci staruszka. Kiedy z kolei zdjął okulary, powierzchowność przyjaciela wróciła do rzeczywistości. Był znów młody i pełen sił. Wrażenie było jednak porażające.
Bohater opowiadania wyjaśnił mu wówczas, że nabył binokle w tajemniczym zakładzie optycznym za ogromną sumę pieniędzy. Ich wyjątkowość polegała na tym, że jeśli ktoś ma wkrótce umrzeć, to niezależnie od rzeczywistego wieku, szkła pokazywały go tak, jakby był staruszkiem. Dwudziestoletni żołnierz, który sposobił się do szturmu, widziany przez okulary wyglądał jak zgrzybiały starzec. Stary był również lekkomyślny motocyklista, niebawem już mający uderzyć w drzewo, jak również niefrasobliwy pięciolatek przebiegający na drugą stronę ruchliwej ulicy.
Młodzieniec od czasu do czasu zakładał okulary i przypatrywał się sobie w lustrze. Aż do tamtego dnia, nigdy nie zdarzyło się, by ujrzał coś niepokojącego. Lecz gdy tego ranka, spojrzał na siebie, zobaczył w zwierciadle starca!
– W takim razie co ci dolega? – dopytywał wtajemniczony we wszystko przyjaciel. – Jesteś zmęczony? Zniechęcony? Chory? Popadłeś w apatię?
– Ależ nie, czuję się znakomicie – usłyszał w odpowiedzi. – Cóż jednak, jeśli okulary pokazują mnie jako najstarszego człowieka na świecie. Nic na to nie poradzę, muszę umrzeć.
Po tych słowach odprowadził gościa do drzwi i przywołał windę. Zmartwiony kolega nie zdążył zjechać na parter, gdy usłyszał huk wystrzału pistoletu. Właściciel okularów nie czekał na los, sam strzelił sobie w łeb! A może właśnie się go doczekał?…
Proponowałabym zmianę okularów na różowe🙂.
Co ma być to i tak się stanie, niezależnie od tego czy będziemy zakładać magiczne okulary czy też nie. Po co znać przyszłość i strzelać sobie w łeb w ten sposób przyśpieszając to co nieuchronne, kiedy można cieszyć się każdą chwilą, żyć w błogiej nieświadomości i nie zamartwiać się śmiercią.
Cóż… potęga podświadomości. Ponoć wszystko jest w tych zwojach zwanychch- mózgiem, naszym , osobistym, prywatnym. A to co się w nim krotłuje zależy od NAS.