To musiało wydarzyć się wiele lat temu, bo chyba jeszcze w czasach, gdy ludzie nie używali broni palnej. Jakiś żołnierz, wracając z wojny, zatrzymał się w przydrożnym zajeździe. Wcześniej zasłynął jako najlepszy łucznik w całej armii, uhonorowano go nawet zaszczytami. Musiało go więc ogarnąć niemałe zdziwienie, gdy na drewnianych ścianach budynku ujrzał tarcze narysowane kredą, a w środku każdej z nich wbitą strzałę. Przywołał właściciela zajazdu i zapytał:
– Powiedz mi, dobry człowieku, kto u ciebie tak dobrze strzela z łuku?
Karczmarz odparł z uśmiechem:
– To mój syn. Ma dziesięć lat i bawi się strzelaniem.
Wówczas żołnierz kazał przywołać chłopca. A gdy zjawił się przed nim brudny i bosy podrostek, spytał go:
– Kto cię nauczył tak strzelać, by za każdym razem trafić w sam środek tarczy?
– To proste – odparł skromnie chłopiec. – Najpierw strzelam, a potem rysuje wokół wbitej strzały tarczę.
Przyznam się bez bicia, że w podobny sposób powstały trzy tomy książki pt. „Sugestie słowa”. W czasach, gdy jeszcze nie miałem żadnego pomysłu, co mogę z nimi naprawdę zrobić, zacząłem zbierać krótkie przykłady i unaocznienia, na które trafiałem w literaturze, prasie lub po prostu usłyszałem w rozmowach. Nie miałem pojęcia, co z nimi począć, ale podobały mi się, więc zapisywałem je sobie. Niekiedy zdarzało się, że użyłem tego czy tamtego porównania w jakiejś dyskusji albo korespondencji. Ludzie słuchali mnie wówczas z większą uwagą, a nawet traktowali, jak kogoś mądrzejszego niż w rzeczywistości byłem. Spodobało mi się, że od czasu do czasu mogę błysnąć cudzym światłem. Ten i ów myślał sobie: „O, jaki inteligentny młody człowiek!”, podczas gdy ja naprawdę byłem pusty, jak bęben Rolling Stonesów.
Czego by nie powiedzieć, przez lata nazbierało się sporo tych perełek z lamusa i w końcu musiałem zastanowić się nad tym, co z nimi zrobić. Wówczas przyszedł mi do głowy przykład, który zamieściłem na początku tego posta. Postanowiłem go zastosować w praktyce i do każdej z moich strzał dorysować tarczę. W ten sposób niektóre z ogromnego arsenału moich unaocznień trafiły do książki „Sugestie słowa” (choć na początku nosiła ona tytuł FacSimile). Po prostu uporządkowałem blisko dwieście przykładów w chaotyczny nieporządek zwany książką i opatrzyłem skorowidzem tematycznym, który miał służyć za coś w rodzaju tarczy. Gdy czytelnik potrzebował przykładu na dany temat, sięgał do skorowidza i od razu trafiał w dziesiątkę.
Książka spodobała się niektórym więc wydałem drugi i trzeci tom. Do tej pory zbieram takie przykłady i za jakiś czas powstanie pewnie czwarty tom „Sugestii słowa”. A może jeszcze jakoś inaczej nazwę tę książkę? Jeszcze nie wiem, bo tytuł jest nie do końca czytelny i wielu ludzi nie ma pojęcia, o czym jest ta książka oraz jak mogliby z niej skorzystać. Dzisiaj pomyślałem sobie, że może warto byłoby przybliżyć treść tego zbioru dla czytelników, którzy znają inne moje książki, aczkolwiek nie tylko dla nich.
Gdyby ktoś mnie spytał, o czym są „Sugestie słowa”, musiałbym chyba odpowiedzieć, że niemal o wszystkim. Wiem, że taka odpowiedź brzmi śmiesznie, ale jest prawdziwa. Spektrum tematów, jakie porusza książka jest doprawdy ogromne. Dlatego pomyślałem sobie, że nie będę się na ten temat rozpisywał, lecz przytoczę w ramkach kilka przykładów zawartych w książce. Ci, których to interesuje, będą wiedzieć, o co chodzi. A ci, których nie, to nie. „Sugestie słowa” to przecież książka dla ludzi, którzy mają głębsze potrzeby niż sama tylko ciekawość.
Skutecznie zachęcił mnie Pan do kupna książek. To nie możliwe, że ja ich nie mam.
Ups literówka. 😁
Literówka świadczy tylko o jednym: może Pani zostać tylko literatką! I to niekoniecznie w sensie miarki, lecz miary…
To dziwne, ze ja tego jeszcze nie czytalam. A Szanowny Autor w poprzednim wpisie sam w dosc wyrazny sposob podkresla, ze trzeba zawsze siegac po to, co najbardziej wartosciowe, czyli z gornej polki!