Ktoś powiedział, że „raz w roku umarli żyją przez jeden dzień”. Ale jak jest naprawdę, zależy od tego, w jakiej bliskości byli z nami oraz jak dawno ich nie ma. Minęło niespełna dwa lata odkąd mój brat, Darek, odszedł, a nie ma dnia, by nie ożywał w mojej pamięci. A kiedy jestem na cmentarzu, nawiedza mnie zazwyczaj jakieś szczególne wspomnienie z naszego życia.

Dzisiaj przypomniała mi się historia, jak pod Darkiem załamał się lód. To było na małym stawie koło cmentarza – tego samego cmentarza, na którym spoczywa teraz urna z jego prochami. W latach siedemdziesiątych nie było tam plebanii – jak dzisiaj – tylko szkoła podstawowa. Któregoś zimowego popołudnia, Darek  wybrał się po lekcjach z kolegami grać w hokeja na lodzie. Tafla lodowa nie była chyba zbyt gruba, bo w pewnym momencie załamała się pod nim i zaczął się topić.

Nie byłem przy tym obecny, więc znam tę historię z drugiej ręki.

Pozostali chłopcy – w przeważającej większości jego rówieśnicy w wieku nie więcej niż 8 – 10 lat – uciekli na brzeg. Pozostawili biednego Darka samemu sobie na środku jeziorka. Mój brat oczywiście usiłował się wdrapać na twardy lód, ale to wcale nie było łatwe. Za każdym razem ześlizgiwał się do zimnej wody. Wreszcie wyczerpany nieudanymi próbami, zaczął wołać:

– Kochani koledzy, ratujcie mnie!

Nikt jednak nie miał odwagi udzielić mu pomocy. Wobec czego Darek zaczął imiennie wywoływać swoich kumpli, błagając każdego po kolei o to, żeby pomógł mu się wydostać. To również nie pomogło. Wtedy Darek wpadł na pomysł i zaproponował, że temu, kto go wyciągnie odda skarbonkę, w której wspólnie zbieraliśmy pieniądze na gitarę. Gdy to nie przyniosło skutku, zaproponował im jeszcze coś innego. I tak licytował się z nimi do czasu, aż na ratunek nie przybiegł mu ktoś z dorosłych.

Historia miała ten dobry skutek, że kiedy rok później lód załamał się pod naszym kuzynem, Arturem, Darek bez wahania rzucił się na pomoc i wyciągnął go spod lodu, ratując mu życie. Pamiętam jeszcze, jak moja wzruszona ciocia, matka Artura, płakała u nas w domu, dziękując Darkowi za ten bohaterski czyn. Dziś Darek leży na tym samym cmentarzu, co ona – o trzy groby dalej. Z Arturem spotykam się w Dniu Zmarłych przy mogile Darka. Zapala świeczkę i wspomina tamto zdarzenie…

2 komentarze

  1. Są pożegnania, na które nigdy nie będziemy gotowi. Trudno sobie wyobrazić życia bez bliskich osób, a jednak czas leczy rany. Jedynie wspomnienia pozostają, są jak wehikuł czasu. Zawsze sprawią, że na twarzy pojawi się uśmiech a jednocześnie wzbudzić żal z powodu przeminięcia tych najpiękniejszych chwil. To trudny czas dla nas tym bardziej, że nie możemy postać w zadumie nad grobem.

    Katarzyna R.

Skomentuj Katarzyna R. Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *