Żył w mieście Bagdadzie poeta, który mimo, że tak sławny, iż pobożni muzułmanie mieli go niemal za świętego, wielce był ubogi i nieraz nawet garści ryżu nie miał za co kupić. W głębi serca czuł, że jeśli mu nędza w dalszym ciągu będzie tak dokuczać, to w końcu zejdzie całkiem na psy.
Gdy bieda ponownie przyczłapała do jego drzwi, powiedział:
– Basta! W łeb sobie palnę, bo dłużej tak nie wytrzymam.
I z tego zamiaru zwierzył się swemu przyjacielowi Farsanowi, nazwanemu tak od fars, które lubił urządzać. Farsan poklepał go po ramieniu i rzekł:
– Daj pokój, Goliacie! Świat jest za głupi, żeby przez niego się zabijać. Ja ci dam lepszy sposób. Przed paru laty był tu w Bagdadzie poeta jeden, Bryndzeddyn, który z biedy aż bzika dostał. I wnet zebrano dlań 3,000 rupii, tak, iż długie lata mógł żyć wygodnie. Otóż ja ogłoszę w „Kurierze Bagdadzkim”, że niby z głodu bzika dostałeś, a sam się przekonasz, jak rupie się posypią.
I tak też Farsan uczynił. Wnet dobroczynne damy, mecenasi, miłośnicy sztuki — zbierać poczęli na nieszczęśliwego wieszcza rupie, a księgi jego tak kupowano, że w parę tygodni wyczerpały się wszelkie zapasy. W ten sposób zgromadzono furę pieniędzy. Poeta ucałował Farsana, wyjechał z Bagdadu i, w samotności nowe księgi pisał. Ale… świat mały, a języki długie… Zwiedziała się publika bagdadzka, że poeta nigdy nie był obłąkany. I zrobił się skandal. Dobroczynne damy, mecenasi, miłośnicy sztuki — wielkim oburzeniem zapłonęli.
— Jak to? — wołali. — Więc on nie był wariatem, a myśmy jemu pomagali? Więc nie był wariatem, a myśmy jego książki kupowali? Czy należy pomagać artyście, zdrowemu na umyśle i kupować jego dzieła?… To woła o pomstę do nieba!
Tak się oburzali miłośnicy sztuki i dobroczynne damy, ale cóż… skoro było już za późno…
MÓJ KOMENTARZ:
To jest jakiś plan, ale obawiam się, że nawet empatyczni ludzie nie będą aż tak szczodrzy i z tego udawania wariata można nim zostać na zawsze 😅