Julia Craddock miała trzydzieści pięć lat i całe życie ani przez chwilę nie była ładna czy urocza. Minęło trzydzieści pięć lat – młodość i dojrzałość – i wciąż ani śladu piękności czy uroku. Im była starsza, tym bardziej brzydła. Ciało jej stało się twarde i muskularne po piętnastu latach strawionych w kuchni i nad balią. Włosy miała zmierzwione, pozlepiane w strąki i brudne. Twarz poorały jej bruzdy znoju i szpetoty, a piersi zwisały płasko niby tybinki siodła. Żaden mężczyzna nie widział w Julii nic poza odrażającą imitacją kobiety. Nawet Joe, jej mąż. Dla niego była zawsze ,,jego starą”.

A teraz nie żyła.

Śmierć była dla niej zadośćuczynieniem. Gdy przyszła, stała się zadośćuczynieniem za szpetność twarzy i ciała, i całego życia. Julia za życia nie zaznała szczęścia; musiała opiekować się jedenaściorgiem dzieci, czternastoma krowami i gromadą kur. I jeszcze ośmioma cuchnącymi świniami. Od dziesięciu lat z górą ani razu nie ruszyła się z fermy. Znała tylko pracę, pracę i pracę, od czwartej rano do dziewiątej wieczorem; żadnych wakacji, żadnych wyjazdów do miasta – nie miała nawet czasu wykąpać się porządnie. Joe także pracował bez przerwy, a jednak jego praca nie dawała nic poza bólami w krzyżach, przygnębieniem i nędzą. Im ciężej harował, tym był biedniejszy, Jeżeli zdołał zebrać na jesieni dwadzieścia bel bawełny, ceny spadały tak, że ledwie mógł zapłacić za nawóz – a często i to było niemożliwe. Jeżeli zaś podskoczyły do trzydziestu centów od funta, plaga zbyt obfitych albo zbyt skąpych deszczów sprawiała, że nie miał bawełny na sprzedaż. Toteż Joemu i Julii nie warto było żyć długo.

A teraz Julia umarła. Nigdy nie była ładna, nawet nie wydawało jej się ani przez chwilę, że jest ładna. Nigdy w życiu nie miała jedwabiu na ciele, pudru na nosie, rumieńca na policzkach ani brudu usuniętego spod paznokci,

Zjawił się przedsiębiorca pogrzebowy i zabrał jej ciało. Następnego rana przywiózł je z powrotem, przygotowane do pogrzebu, który miał odbyć się tegoż popołudnia na cmentarzu obok terenów przeznaczonych do zgromadzeń religijnych,

Ale jakże wyglądały zwłoki, które przywiózł!

Przez długi czas Joe nie chciał wierzyć, że to jest Julia. Jednakże odszukał fotografię, którą dała mu na kilka tygodni przed ślubem, i wtedy poznał, że to ona. Wyglądała znowu jak młoda dziewczyna.

Julia była wykąpana, a włosy miała umyte szamponem. Ręce jej były białe, paznokcie wymanikiurowane, twarz czyściutka i gładka pod warstwą różu i pudru, a wata w ustach wyrównywała zapadnięte policzki. Nareszcie Julia była piękna. Joe nie mógł oderwać od niej oczu. Cały dzień przesiedział w milczeniu u trumny płacząc i wielbiąc tę piękność.  Julia miała na sobie jedwabną koszulkę i pończochy, a na tym suknię koloru wody morskiej. Suknia ta była bez rękawów, z głęboko wyciętym dekoltem. Przedsiębiorca pogrzebowy nadał Julii wygląd pięknej, młodej dziewczyny

Tego popołudnia pochowano ją wraz z jej pięknością na cmentarzu przy terenach zgromadzeń. Joe w ostatniej chwili prosił, aby pogrzeb odłożono do następnego dnia, ale przedsiębiorca nie chciał o tym słyszeć. I nic nie zrozumiał.

Dzieci Julii, z wyjątkiem dwóch najstarszych, nie były pewne, co stało się z matką. Dopiero po kilku latach zdołały uwierzyć, że zwłoki, które przywiózł przedsiębiorca pogrzebowy, były zwłokami ich matki.

– Ta pani w trumnie to była piękna! – mawiały.

– Tak – odpowiadał im Joe. – Julia… wasza matka… była piękną kobietą.

A potem podchodził do komody i wyjmował z szuflady fotografię, aby im pokazać.

ERSKINE CALDWELL

Tłum: Bronisław Zieliński

MÓJ KOMENTARZ:

6 komentarzy

  1. Wzruszyłam się tym smutnym tekstem …Reasumując
    “Pewnego dnia zrozumiemy,że ta sama osoba nie zdarza się dwa razy w życiu. Nie kazdego da się zastąpić …Uważajmy więc kogo ranimy .”

    Monika
  2. Po przeczytaniu opowiadania,nagle dociera do nas jak w tym codziennym biegu zapominamy o sobie, o partnerze… skoncentrowani na pracy, problemach zapominamy o drobnych gestach, miłym słowie, uśmiechu… często jest tak, że doceniamy to co mieliśmy dopiero wtedy gdy już nasze nie jest…

    Anna
    1. Smutna opowieść o przemijaniu, niedocenianiu siebie nawzajem i zatraceniu się w brzydocie biedy…. Piękno zewnętrze łatwo stracić w zaniedbaniu czy w braku możliwości….Ale ono żyło i dopiero śmierć oddała jej chwałę….

      Zofia
  3. Oglądanie brzydkich rzeczy pozwala nam zrozumieć, że piękno nie jest po prostu czymś powierzchownym, emocjonalnym lub niejednoznacznym. Ta powłoczka powstała z malunków na twarzy tylko podkreśla urodę, a piękno to nie tylko estetyczny standard. Gorzej, że brak docenienia zabija nawet nieskazitelną urodę, a gdyby tak każdy szanował drugą stronę, zauważyłby piękno nawet w brzydocie.

    Katarzyna R
  4. Po przeczytaniu takiego tekstu, bajki? opowiadania trudno zawalczyć ze ściśniętym gardłem. Tak bardzo smutno się zrobiło. Dwoje ludzi, którzy zatracili się w codzienności. Harówka od rana do nocy. Brzydkie życie, brzydkie myśli, brzydcy ludzie. Można by inaczej? Można upiększyć doczesną wędrówkę? Gdy oczy przebiją się przez tę warstwę brzydoty, zaniedbania, niechęci może uda się odnaleźć piękno w szczelinach codzienności. Może warto by było choćby poklepać po plecach, uśmiechem dorzucić odwagi, słowem dodać wartości. Może to jest piękno… może wtedy jest widoczne piękno człowieka i nie będzie za późno.

    Małgorzata Bulska

Skomentuj Monika Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *