Historia ta wydarzyła się na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku. Jej bohaterami byli młodziutka panna Zosia i doświadczony pan Edward. Na początku warto wyjaśnić, że natura obdarzyła osiemnastoletnią Zosię nie tylko wyjątkowo kształtnym ciałem, ale również tym, co mężczyźni określają mianem czegoś, co kobieta powinna mieć, choć sami dokładnie nie wiedzą, czym to ma być. W każdym razie, gdy pojawiła się na wiejskim kąpielisku – bo tam spotkali się po raz pierwszy – jej ruchy miały tyle poetycznego wdzięku, iż pan Edward zamarzył sobie o tym, aby wejść z nimi w kinetyczną styczność.

Tu należy wyjaśnić, że miał już za sobą więcej doświadczeń z kobietami niż lat w kalendarzu, a tych było dwadzieścia dziewięć. Do tego odpowiadał słowiańskiemu ideałowi rycerza: szatyn o szerokich ramionach, odpowiednim wzroście i płomiennych oczach. Był nie tylko przystojny, ale też bezczelny. Płeć żeńska nie szczędziła mu oznak sympatii. Szybko zawładnął sercem Zosi i dobrał się do tego, o co mu najbardziej chodziło. War namiętności opanował ich bez reszty. Ale gdy pojawiły się symptomy wskazujące na to, że Zosia pragnie mu ofiarować coś więcej niż tylko własne ciało, uznał jej ofiarność za sporą przesadę. Zerwał z nią i zniknął.

Dziewczyna była w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Zranione serce potrafi boleć jak złamana kość, lecz złamana przyszłość to jeszcze coś gorszego. Mimo że była to już druga połowa dwudziestego wieku, mentalnie wieś polska tkwiła głęboko w dziewiętnastowiecznym sposobie myślenia. „Dzisiaj mało kogo obchodzi, kto komu dzieci rodzi”, ale w tamtych czasach nie było telewizji i Internetu więc ludzie zaspokajali potrzebę interesowania się życiem bliźniego poprzez patrzenie w okno. A to wystawiało Zosię na bicz sprawiedliwej chłosty ludzkiej, po której mogła długo, długo nie znaleźć męża.

Zwierzyła się ze wszystkiego matce, matka siostrom i rada w radę znaleziono sposób, by oszczędzić Zosi publicznego kamienowania słowem. Postanowiono, że to matka będzie „udawać” ciążę. Najpierw puszczono w świat famę, że stary się zapomniał, a potem z pomocą takich rekwizytów jak jasiek i poduszka zainscenizowano sztukę pt. „Ciąża pięćdziesięciolatki”. Ludzie uwierzyli. Skoro biblijna Sara miała dziewięćdziesiątkę, to czemu ich sąsiadka nie miałaby zaciążyć po pięćdziesiątce? Zosia w tym czasie wyjechała do rodziny na drugi koniec Polski i tam powiła syna. Na krótko przed tym matka wybrała się rodzić do szpitala – w rzeczy samej do hotelu w pobliskim mieście. Następnie spotkała się z córką, wzięła wnuka i wróciła na wieś. Na drugi dzień do domu zjechała i Zosia. Ktoś przecież musiał karmić syna, prawda?

(W tym miejscu przerywam opowiadanie, żeby sobie westchnąć. Zdumiewa mnie, ile ludzie potrafią dokonać dla zachowania twarzy. Nie stać byłoby mnie na równie misterny plan jedynie w tym celu, by dobrze wypaść w oczach innych).

Od momentu, w którym sobie westchnąłem, do chwili, gdy podejmuję na nowo opowiadanie, mija 8 lat. Wtedy bowiem umiera biologiczny ojciec chłopca. Nie dość, że umiera, ale pozostawia po sobie grubą kasę, ogromny spadek. Jego syn ma do niego prawo. Tyle że według dokumentów ten syn nie jest jego synem, tylko synem swojego dziadka. I masz babo placek! Jednak nie wszystko można do końca przemyśleć. Gdy życie robi w tył zwrot, człowiek musi pokornie zgiąć kolano i przeprosić się z prawdą. Do sądu wpływają dwie sprawy. Jedna o zaprzeczenie macierzyństwa, druga o ustalenie ojcostwa. Z pierwszą nie ma kłopotów, ale druga nie była już taka prosta…

Dzisiaj badania genetyczne rozwiązałyby wątpliwości, ale wtedy nie było to łatwe. Na szczęście dobrzy ludzie mają dobrą pamięć. Przypomniano sobie, że Edward chodził z Zosią i że gdy wszyscy byli pewni ślubu, przepadł jak kamfora. Przypomniano sobie również, że miesiąc później mama Zosi ogłosiła swoją ciążę, a córka wyjechała nie wiadomo gdzie. Wszystko się zgadzało, nawet to, że syn nosił imię ojca. Sąd dał wiarę zeznaniom świadków i chłopiec odziedziczył majątek. Niestety, blaskom zwycięstw towarzyszą cienie, lecz o tym opowiem osobno w komentarzu…

KOMENTARZ:

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *