W bitwie pod Fontenoy Anglicy walczyli przeciw Francuzom. Anglicy ustawili się w pysznym szeregu, posuwając się zwolna, równym, wymierzonym krokiem, jak tego nieodzownie wymagała ówczesna sztuka wojenna; naprzeciw nich stała gwardia francuska, z karabinem u nogi. Oficerzy francuscy, wysunięci kilka kroków przed front gwardii, pozdrowili nadchodzącego nieprzyjaciela, zdejmując wytwornym ruchem kapelusze. Komendant angielski odpowiedział natychmiast na ukłon, następnie zaś zatrzymał swój oddział w odległości około pięćdziesięciu kroków od Francuzów i wezwał dowódcę francuskiego, aby rozpoczął ogień karabinowy.

„Dobrze, lecz dopiero po wystrzale pańskich żołnierzy!“ — brzmiała dworska odpowiedź — „gwardia francuska nigdy nie strzela pierwsza!“

Jednakże i Anglicy nie chcieli ustąpić w dworskości swemu przeciwnikowi, tak, iż około piętnastu minut trwało certowanie się wzajemne, kto ma dać pierwszy strzał. Ostatecznie ustąpił komendant angielski i rozpoczął walkę, wydając pierwszy rozkaz swym wojskom do dania ognia.

Historia ta brzmiałaby jak bajka, gdyby nie fakt, że potwierdza ją wiele pamiętników z tamtego okresu. Szczególnego znaczenia nabiera okoliczność, że znalazłem ją w „Dzienniku Cieszyńskim” z 6.07.1916 roku, a więc z czasów, gdy tak zwani cywilizowani Europejczycy bili rekordy w urządzaniu krwawych łaźni innym Europejczykom.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *