To zdarzyło się dosłownie 30 minut temu …
Sterany życiem, upokorzony przeciwnościami losu, brakiem zainteresowania ze strony młodych kobiet i niepocieszony wracałem właśnie na ostatnich nogach do domu. By złagodzić nieco pasmo tych niepowodzeń, postanowiłem – jak mawia moja znajoma – nagrodzić samego siebie, rzucić się w wir jakiegoś spontanicznego szaleństwa. W tym celu udałem się do mojego ulubionego warzywniaka przy ulicy Prądzyńskiego we Wrocławiu.
Wszedłem tam i mówię do pana Wojtka:
– Chciałbym coś kupić.
– Ale co? – zapytał zdziwiony, spoglądając na kartofle, buraki, marchewkę i pietruszkę.
– Jeszcze nie wiem – odparłem, oszołomiony możliwościami wyboru, który wskazał mi wzrokiem. – Ale jako produkt kultury konsumpcyjnej intuicyjnie czuję, że powinienem coś kupić, żeby odzyskać poczucie własnej wartości i stać się znowu istotą ludzką. Panie Wojtku, muszę po prostu zaszaleć z użyciem gotówki!
W tym momencie mój wzrok padł na czereśnie. W pierwszym, niekontrolowanym odruchu chciałem kupić kilogram. Na szczęście w porę się opamiętałem. Taki wydatek mógłby mieć odpowiednie konsekwencje dla mojego budżetu. Ostatecznie więc zdecydowałem się na pół kilograma. I wtedy właśnie miał miejsce fenomen o wiele większego formatu niż moja nieprzemyślana decyzja wydania kasy na używki. Otóż stało się coś, z czym można się spotkać tylko na Trójkącie Bermudzkim we Wrocławiu.
Pan Wojtek zanurzył rozczapierzone palce w skrzynce z czereśniami, włożył owoce do nylonowego woreczka, postawił na wadze i… wierzcie lub nie: elektroniczny czytnik pokazał dokładnie pół kilograma. Ani grama mniej, ani grama więcej! Skóra mi ścierpła na grzbiecie, bo uprzytomniłem sobie, że kiedy ostatnio kupowałem pieczarki i poprosiłem o 60 deko, za pierwszym razem nabrał dokładnie 60 dekagramów grzybów. A przed ostatnim razem, gdy chciałem 25 deko jagód, odważył mi dokładnie tyle, ile potrzeba – ani jednej jagody mniej, ani jednej więcej.
I co wy na to panie i panowie? Czy to nie najbardziej z równo ważony człowiek, o jakim słyszeliście?!
Żeby nie było, że to ściema, poprosiłem pana Wojtka, aby pozwolił mi zrobić focię. I proszę bardzo, mam tu czarno na białym! Jak mówi żeglarska piosenka: „kto chce niechaj wierzy, kto nie chce niech nie wierzy, mi na tym nie zależy”… Więc w przypływie zakupowego szaleństwa do czereśni dokupiłem parę browarów i w zupełnie innym nastroju niż 30 minut temu, siedzę sobie teraz spokojnie w domu, robię gul-bul-gul, strzelam pestkami przez okno na ulicę i zaśmiewam się w kułak, jaki ze mnie czereśniak. Tak, tak… proszę państwa. Jeśli człowiek sam sobie nie zorganizuje swojego osobistego szczęścia, nikt za niego tego nie zrobi!
Nigdy nie przywiazywalam wagi do funkcji terapeutycznej zakupow. Okazuje sie, ze cos w tym jest! 🙂 Pod warunkiem, ze posiada sie dobre zdrowie i przemiane materii. Podziwiam, bo zestawienie pestkowych owocow z piwem, hmmm…
Chyba muszę wybrać się na zakupy, skoro to tak pomaga 🙂 Pozdrowienia dla Pana Wojtka.
Coś w stylu “chcecie wierzyć czy nie chcecie krasnoludki są na świecie…”
Aż trudno uwierzyć ,że takie tanie czereśnie…A pan Wojtek ma wagę w rękach😀
Pan Wojtek jest mistrzem świata! Pani Wojtkowa też 😉