Ten post napisałem 4 lata temu. Ale wczoraj, gdy byłem na cmentarzu, pomyślałem, że powinienem przypomnieć o Darku tym, którzy go znali i pamietają o nim…

Darek promuje ze mną “Przypadki małżeńskie”.

 

Ostatnio Darek miał kłopoty ze zdrowiem. Systematycznie trafiał do szpitala i prawdę mówiąc przyzwyczailiśmy się do tego, że szedł tam i wracał, szedł i wracał. Łatwo wtedy zapomnieć, że szpitale to drogowskazy we wiadomym kierunku. Uśpiliśmy swoją czujność. A teraz, gdy ruszył spośród żywych, pozostaje po nim czarna pustka. Nikt z nas nie będzie już miał okazji zaprosić go do siebie i powiedzieć mu: „Siądź ze mną do stołu, mój bracie, mój przyjacielu”. Nikt nie usłyszy jego zaraźliwego rubasznego śmiechu, gdy opowiada stare dowcipy śmiejąc się z nich, jakby wymyślił je przed chwilą. Nie, to już się nie zdarzy, choć jeszcze tydzień temu było to możliwe…

Ani ja, ani moja siostra, Joasia, nie umiemy sobie wybaczyć, że nie byliśmy przy nim, kiedy umierał. Wiem, że śmierć każdy musi przeżyć osobiście, ale gdy jest ktoś, kto trzyma cię za rękę, być może wtedy nie jesteś taki osamotniony. Nie wiem, czy tak jest, ale mam nadzieję. Co prawda ludzie mówią, że to utrudnia odejście. Ale czy chodzi o to, żeby je ułatwić? Poza tym skąd oni mieliby to wiedzieć? Ci, którzy żyją nigdy nie umierali, a nawet gdy im się to przytrafi – a przytrafi im się tylko raz – nie będą mieli możliwości przekazać komukolwiek swoich doświadczeń. Skoro bliskość ma takie znaczenie w chwili urodzin, dlaczego nie miałaby go mieć w obliczu śmierci? Nie widzę niczego oprócz bezmyślnie powtarzanych zabobonów, co mogłoby za tym przemawiać. Jestem dokładnie odwrotnego zdania: ludzie umierają, gdy nie ma przy nich bliskich. Bliskość jest jedyną przeciwwagą śmierci.

Gdy zobaczyłem Darka w prosektorium, na marach, wyglądał, jakby przed chwilą zasnął. Pogłaskałem go po głowie i pocałowałem w czoło, mając jakąś irracjonalną nadzieję, że otworzy oczy i się do nas uśmiechnie. Ale się nie uśmiechnął, w jego spokoju nie było nadziei, którą można odnaleźć w obliczach osób żywych. Był w nim zimny spokój śmierci, jakiś woskowy i nieodwracalny. A gdy zabierałem jego rzeczy ze szpitala, pomyślałem sobie: tylko tyle? Tak mało zostaje po człowieku?

Nie, po Darku zostało dużo, dużo więcej! Nie mówię tu o rzeczach materialnych, bo tych nigdy sobie nie cenił. Mam na myśli to, co kiedyś wyraził ktoś słowami: „Gdy człowiek umiera, nie pozostaje po nim nic oprócz dobra, które uczynił innym”. W kontekście osoby Darka nie brzmi to bynajmniej patetycznie. Od dnia jego pogrzebu mam przed oczami naszego kuzyna, Artura, który klęknął przed urną z prochami i wybuchając spazmatycznym płaczem, zawołał „Abdulku!” (tak chłopaki w dzieciństwie nazywali Darka):

„Dwa razy uratowałeś mi życie! Teraz ciebie nie ma, a ja żyję dzięki tobie!”

Potem wstał i na oczach milczącego tłumu ucałował urnę z jego prochami, i wyszedł z cmentarza, jakby nie był w stanie dłużej znieść tego, że Darek nie żyję. Oddał mu cześć w sposób, na który większość z obecnych, nie umiała się zdobyć, lecz wszyscy czuliśmy, że na nią zasługuje. Z takim właśnie człowiekiem mieliśmy godność!

Arturowi niewątpliwie przypominały się sceny z dzieciństwa, gdy załamał się pod nim lód na stawie i na oczach wszystkich zaczął tonąć. Pozostali chłopcy patrzyli, jak pogrąża się w lodowatej wodzie, ale nikt nie miał odwagi udzielić mu pomocy, dobrze wiedząc, jakie to niebezpieczne. Darek natomiast, nie zważając na nic, skoczył na cienką taflę i ocalił mu życie. Potem zdarzyło się to jeszcze raz, więc Artur miał powody, żeby być mu wdzięcznym. A wczoraj, jako dorosły człowiek, okazał to w sposób tak uczciwy i szczery, że nie pozostaje nic innego, jak pochylić czoło z szacunkiem.

Trochę z Darkiem przeszedłem przez życie i sporo mógłbym o nim opowiedzieć. Niektóre z tych opowiadań, tych bardzo smutnych, upamiętniłem w książkach. Ale wiele z nich zatarło się już we wspomnieniach. Mało kto dzisiaj pamięta, że mój brat przeżył katastrofę promu na Odrze w Brzegu Dolnym. To było gdzieś pod koniec lat siedemdziesiątych XX wieku. Tamtego grudniowego dnia, przy temperaturze kilkunastu stopni poniżej zera, śmierć w odmętach rzeki znalazło aż 15 osób. Ocalał tylko stary przewoźnik i on, jedenastolatek, którego matka wysłała po chleb do piekarni. Jak mu się udało? Tego nie wiem! Gdy po latach wspominał to wydarzenie, stroił sobie żarty, mówiąc, że gdy się obrócił, zobaczył płynącą za sobą kostuchę. Wtedy dał nura pod wodę, chwycił się kamienia, a ona przepłynęła mu nad głową. Wiry ją poniosły!

Prom w Brzegu Dolnym zimą

Być może nie było to takie dalekie od prawdy i pracodawczyni grabarzy była naprawdę blisko. Wtedy jednak udało mu się, nie stanął – jak to się patetycznie mawia – przed Bogiem, by zdać mu rachunek ze swoich poczynań. Więc po latach mógł sobie żartować, śmiać się. Lecz kiedy śmierć chwyta za brzytwę żarty się kończą. Ona z nikim nie pertraktuje, zabiera ludzi pod każdym możliwym pretekstem. Wystarczy jedna chwila, kurtyna opada i po wszystkim. Tak to naprawdę wygląda, mimo iż rzadko kiedy bierzemy pod uwagę, że w każdej chwili może postawić naszemu życiu znak “stop”.

Jak dotąd śmierć oznacza koniec, nieodwołalny koniec i nic nie wskazuje na to, żeby to miało się zmieć. Nie ma siły, która mogłaby nas ocalić nas od zapomnienia. Przypominamy zeschły liść, który upada na ziemię. Z zamknięciem wieka trumny człowiek znika na zawsze. Pogrzeb to ostatni akt – pieczęć na zamkniętej księdze. Nawet jeśli przez stulecia uchowa się czyjeś imię, cóż ono będzie miało wspólnego z tym, który je nosił? Czy ktoś powie: znałem tego człowieka, mam do niego jakieś uczucia, żyje w mojej pamięci? Nie! Tak się stało w przypadku wszystkich ludzi, którzy istnieli przed nami. Nawet jeśli byli wybitni i niepowtarzalni, ślad po nich zaginął. Z nami będzie tak samo. Religie uczą, że ze snu śmierci Bóg może nas zbudzić i oby się tak stało. Życzę tego sobie i wszystkim. Ale póki co, możemy pozostać tylko w umysłach tych, którzy nas znali i lubili. To jedyne życie po śmierci, na które możemy liczyć, jakkolwiek przekonywano by nas do innego.

Tylko jakie to ma znaczenie na cmentarzu, na chwilę przed zakopaniem prochów?… Myślę, że gdyby Darek mógł stanąć nad własnym grobem i powiedzieć nam parę słów, usłyszelibyśmy o czymś podobnym. Niewykluczone, że spytałby nas, dokąd się śpieszymy? Na cmentarz? Przecież tu zawsze zdążymy. Na co wobec tego tracimy czas? Na coś, co i tak będziemy musieli zostawić? A może powiedziałby nam o tym, czego uczy każda śmierć osoby bliskiej: jak ważna jest sympatia, ciepło, dotyk. Dla Darka istotny był drugi człowiek, wzajemne relacje, przyjaźnie międzyludzkie. I teraz, gdy się nad tym zastanawiam, dostrzegam jego życiową mądrość!

Nie chcę przez to powiedzieć, że był ideałem. Nie! Miał swoje za uszami, jak każdy. Ale to nie był człowiek fałszywy. Zdarzało się, że rozmowy z nim były bolesne, ale przynajmniej wiedziało się, o co chodzi. Jeśli wpadał w gniew, to jego gniew nie miał charakteru pożaru. Wybaczał ludziom prędzej, niż oni sami by sobie wybaczyli. Miał jeszcze parę innych słabostek, które nie predysponują go do doskonałości. Więc nie mam zamiaru go idealizować. O coś innego idzie…

Takim widziałem go po raz ostatni w szpitalu.

Śmierć uduchowia, zwłaszcza tych, którzy na nią patrzą i stąd tyle refleksji. Człowiek nie wybiera sobie, z kim Bóg go złączy więzami krwi, ale ja i moja siostra, Joasia, cieszymy się, że przez pół wieku mogliśmy kroczyć przez życie obok Darka. To był dla nas zaszczyt! Nie wszyscy mieli tyle szczęścia. Na jego pogrzebie były osoby, które znały Darka trzydzieści, dwadzieścia, dziesięć lat i krócej… Był jego syn, była jego sympatia – Milusia, jak o niej mawiał. Byli jeszcze inni, którzy nie znali Darka tak długo i tak dobrze, jak my. Ale były tam również osoby, które spotkały naszego brata zaledwie raz, a mimo to postanowiły przyjść na pogrzeb. Dlaczego? Bo coś im ofiarował swoim życiem. Dla każdego bez wyjątku to był honor!

Żegnaliśmy go w milczeniu, gdyż w obliczu śmierci milczenie jest mową. Staszek Przewłocki przeczytał w naszym imieniu obszerne fragmenty niniejszego wspomnienia. Ale postanowiłem udostępnić je również dla tych, którzy z różnych względów nie mogli być na pogrzebie naszego brata i przyjaciela. Jeśli jego życie coś dla was znaczyło, możecie pozostawić tu swój widzialny ślad.

Żegnaj Darku, nasz bracie i przyjacielu! Zostawiamy cię tutaj, a sami musimy iść dalej, lecz nigdy o Tobie nie zapomnimy! Nie będziesz żył wśród nas, ale ta cząstka którą nam zostawiłeś, będzie żyła z nami do chwili, w której nie przyjdziemy tu spocząć obok Ciebie.

OD AUTORA:

11 komentarzy

  1. Ogromna pustka , Cisza , Gdzie jesteś ? Trudno jest pogo,dzić się z Twoim odejściem Kocham Cię I tak pozostanie Dziękuję za wszystko dobro serce uśmiech kwiaty słońce które wniosła do mojego życia Dziękuję Co nie

    Ania
  2. Tak strasznie mocno za Nim tęsknię Codziennie z Nim rozmawiam jakby wcale nie odszedł Brak jedynie głosu . Serdecznego uśmiechu ., dotyku ,ciepła I zrozumienia Kocham I kochać będę zawsze

    Anonim
  3. Odchodzenie…Porusza i zawsze boli! Ostateczność…nieubłagalna! I życie! Ktoś powiedział, że śmierć jest nieodłączną częścią życia a ja dodam, że życie jest integralną częścią śmierci… Umieramy, żeby żyć…Najpierw w pamięci i sercach tych, dla których jesteśmy/byliśmy ważni a potem, jeśłi dobry Bóg pozwoli w boskich przestrzeniach bytu…To istota naszego jestestwa…Żyć, żeby umrzeć,.. Umrzeć, żeby żyć! Pustkę po stracie ukochanego człowieka trzeba wypełnić radosną nadzieją na spotkanie po drugiej stronie. Nie ma lepszej pociechy…Pożegnałam już wielu…Przeszłam wiele… Znam uczucie osamotnienia i tego bólu, który nie pozwala oderwać myśli, który rozrywa serce… I zawsze współczuję tym, których zasmuca śmierć bliskiej osoby…Moje kondolencje…<3

    Zofia
  4. Nie znalam twojego brata ale mialam okazje poznac ciebie zbyszek i widzac twoj smutek po stracie ukochanego brata chcialam ci zlozyc kondolencje ,tak pieknie napisales o zyciu i o smierci ,ile rzeczy jeszcze nie wiemy i byc moze nigdy sie nie dowiemy ale kiedys sie spotkamy to tylko kwestia czasu

    Anonim
  5. ,,Nieodwracalność. Niczego już się nie da naprawić, niczego odwołać, nie da się powiedzieć tego, z powiedzeniem czego się zwlekało. Za późno na skąpioną – nie wiedzieć czemu – czułość. Teraz niewykonane, niepowiedziane, nienaprawione trzeba nieść w sobie. “Spieszmy się kochać ludzi…”. Kochać? Spieszmy się, żeby zdążyć powiedzieć o miłości” – ks. Adam Boniecki wyraził to, co myślę i czuję co jedynie można dodać do tego wzruszającego podsumowania Darka życia i życia w ogóle…

    Lidia
  6. „Gdy człowiek umiera, nie pozostaje po nim nic oprócz dobra, które uczynił innym”.

    To względność idealistyczna…. Może z biegiem czasu to się materializuje w naszych wspomnieniach o osobie zmarłej…..Może …………przekonam się za jakiś czas co wygra dobro czy zło które zmarły nam uczynił…..

    Dwa lata temu odeszła moja matka…..pozostawiła po sobie w mej pamięci tylko koszmarne wspomnienia…..Dobro ? Hmm….może odrobinę…. z dzieciństwa….. tego najpierwszego…..potem było coraz gorzej i gorzej a przed śmiercią…………….!!!!!.

    Cóż przekonam się za jakiś czas co zwycięży w mych wspomnieniach : JEJ DOBRO czy JEJ ZŁO

    Piotr Szymański
  7. Dziekuje Zbyszku za te poruszające wspomnienia i refleksje. Jeszcze raz powtórzę ze Darek pozostanie na zawsze w mojej pamięci i sercu jako ciepły i dobry człowiek. Jaka szkoda ze dobrzy ludzie odchodzą tak szybko. Rozmyślajmy nad sensem życia i nad tym ze i my staniemy przed majestatem Bożym, który ma władzę nad życiem i śmiercią…
    ” I powiedział… Jezus : Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we mnie wierzy, choćby i umarł, będzie żył. ”
    To jest cytat z ewangelii Jana 11:26
    Darek wierzył !!!
    Wiem ze nie ma Darka wśród nas ale wierze ze zmartwychwstanie i dziekuje Bogu za Jego Słowo, które daje te pewność bo jest prawdziwe.

    Grażynka

Skomentuj Anonim Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *