Ostatnio miałem burzliwą dyskusję z pewnym wydawcą na temat przyszłości literatury. Opowiedziałem mu historię, która przytrafiła mi się w czasie letniej promocji książek. Otóż przyszedł do mnie na stoisko mężczyzna, który już w pierwszych słowach zakomunikował:
– Nie lubię czytać.
Świerzbił mnie język, żeby mu odpowiedzieć:
„Nie ma się czym chwalić, raczej nad czym płakać”.
Ale zbyłem milczeniem jego namiętne wyznanie na temat literatury. Niech sobie gada, co chce. Pogada i pójdzie, nie będę się denerwował. A ten zamiast odejść, zaczął grzebać w książkach. Wziął do ręki tę, która najwięcej kosztowała, i mówi:
– Kiedyś musi być ten pierwszy raz. Biorę!
Następnie zapłacił i poszedł sobie. Godzinę później wrócił ze swoją żoną i prosi mnie:
– Niech pan jej powie, że kupiłem od pana książkę, bo nie chce mi uwierzyć.
Potwierdziłem ów historyczny fakt. A on wtedy do niej rzekł:
– Widzisz?! A ty co, też byś kupiła książkę od pisarza. Ilu pisarzy widziałaś na własne oczy?
Pani stwierdziła, że ani jednego, co pan skomentował następująco:
– A teraz masz okazję zobaczyć, więc kup książkę. Pisarze to wymierający gatunek, trzeba ich wspierać.
I, by potwierdzić słowo czynem, wybrał drugą książkę dla siebie. A pani kupiła trzecią. I tak sprzedałem trzy książki ludziom, którzy w ogóle ich nie przeczytają.
Do czegoś w końcu im się przydadzą, prawda? Jedna, ta cienka, w sam raz nadawała się, żeby podeprzeć stół lub ławę, które mają nierówne nogi. Ta grubsza była idealna na podstawkę pod rozgrzaną patelnie przy śniadaniu. A na tej średniej spokojnie można było stawiać herbatę albo kawę, gdy się ogląda telewizję. Jak widać, literatura potrafi przynieść korzyści, nawet tym, którzy jej nie czytają. Trzeba mieć tylko twórcze podejście do książki i szanować ludzi, którzy się przy niej trudzą.
OD AUTORA: