Nieraz już przekonałem się, że problemy rzadko mają charakter niezależny od nas. To nie życie, a ludzie są ich przyczyną. Podam przykład. Piętro wyżej mieszka sąsiadka, miłośniczka muzyki disco polo. Osobiście wolę jazz lub klasykę, ale trudno… skoro lubi współczesną muzykę plemienną, to lubi, nic na to nie poradzę. Rzecz jednak w tym, że słucha jej tak głośno, iż szyby mi drżą w oknach, a tynk wzywa wszystkich świętych na pomoc. W takich warunkach nie da się zebrać myśli, a cóż dopiero pracować.

Któregoś dnia nie wytrzymałem i poszedłem na górę, żeby zwrócić jej uwagę, iż sama przecież nie mieszka w tym budynku. Tłumaczyłem jej, że czasami pracuję w nocy i w ciągu dnia potrzebuję się przespać. Nie pamiętam dokładnie, co mi odpowiedziała, ale brzmiało to mniej więcej tak: „Wolnoć Tomku w swoim domku”. Nie dość na tym, to jeszcze się obraziła i przestała mi odpowiadać na „dzień dobry”.

W pierwszym odruchu wzajemności chciałem zamontować pod sufitem (czyli pod jej podłogą) stuwatowy wzmacniacz i puszczać jej na pełny regulator takie dzieła, jak dajmy na to „Diabły z Loudun” Krzysztofa Pendereckiego lub coś w tym stylu. Ale po namyśle doszedłem do wniosku, że jednak zemsta nie leży w mojej naturze. Zdecydowałem się pokonać problem w inny sposób. Najpierw były stopery do uszu, a gdy to nie pomogło, kupiłem nauszniki przeciwhałasowe, które stosują operatorzy młotów pneumatycznych. Sukces odniosłem dopiero przy zastosowaniu jednego i drugiego: stoperów i nauszników. Sąsiadka grała, budynek drżał, a ja miałem w uszach niebiańską ciszę; słyszałem nawet, jak krew płynie mi w żyłach.

Trwało to jakieś dwa lata. Aż pewnego dnia wyszedł z więzienia sąsiad, który mieszkał nad moją ulubioną discomelomanką. Z początku nie wychylał nosa z mieszkania, więc nic o tym nie wiedziałem. Chyba tak przywykł do siedzenia, że nawet, gdy wypuścili go z pudła, to dalej siedział, tyle że w domu. Sąsiadka, ma się rozumieć, wciąż grywała swoje ulubione „Majteczki w kropeczki” i temu podobne sia la la. Aż pewnego dnia niebo nad nią zagrzmiało takim ciężkim rockiem, że ołów w porównaniu z jego ciężarem należałoby zaliczyć w poczet substancji lotnych.

Nie wiem, czy nie spodobała mu się muzyka sąsiadki, czy ma takie przyzwyczajenia, ale codziennie zaczyna koncert z chwilą, z którą sąsiadka wraca z pracy. A w ubiegłą sobotę i niedzielę grał do drugiej i trzeciej w nocy. Facet chyba wzbudza respekt w okolicy, bo nikt jakoś nie ma odwagi zgłosić na policję, że zakłóca ciszę nocną. A co na to sąsiadka, która mieszka tuż pod nim?

Już opowiadam, bo to naprawdę zasługuje na upamiętnienie…

DOKOŃCZENIE:

4 komentarze

    1. Jeśli przymiotnik winny pojawia się w towarzystwie partykuły “nie”, to łączy się z nią w zaprzeczenie winności. Nie ja to wymyśliłem, takie są zasady polskiej gramatyki…

      ZBYSZEKN

Skomentuj Katarzyna R Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *