Chcę panu teraz opowiedzieć historię o trzodzie chlewnej. Pan, ma się rozumieć, wie o Aleksandrze Macedońskim. To był najgłówniejszy marszałek. Więc właśnie ten Aleksander Macedoński podróżował po całym świecie podobnie jak ja i trafił na wizytę do pewnego dzikiego króla. Pan sobie może wyobrazić tę różnicę między Aleksandrem Macedońskim a jakimś ostatecznym dzikusem! Pierwszy miał na sobie z pewnością wspaniały mundur w rodzaju pańskiego, a drugi — dobrze, jeżeli był w spodniach z najgorszej bawełnianej tandety. Aleksander Macedoński trafił akurat na sądy i dziki król badał przy nim swoich dzikusów. Bo, uważa pan, jeden dzikus kupił ziemię od drugiego dzikusa, przekopał ją porządnie i znalazł zawiniątko, kto wie czy nie z angielskimi banknotami. Więc pytanie, do kogo ma należeć to zawiniątko: do tego, co ziemię sprzedał, czy do tego, co ją kupił. Król dzikusów zapytał:
„A może ty przypadkiem masz syna?”
„Mam”.
„A ty może akurat masz córkę?”
„Mam”.
„To ożenisz swego syna z jego córką, a zawiniątko odda się młodym”.
Usłyszał to Aleksander Macedoński i ze zdumieniem zaczął wzruszać ramionami: cóż to za dzikie pomysły? Oni przecie nie mają pojęcia o prawdziwym sprawiedliwym sądownictwie!
Więc król dzikusów pyta go:
„A czyż w twoim wspaniałym kraju sąd postąpiłby inaczej?”
W tym miejscu Aleksander Macedoński tak się roześmiał, że wszystkim dzikusom popękały ich dzikie bębenki. (…) A kiedy już mu się znudziło śmiać, to on powiedział królowi dzikusów:
„U nas? Ale przecież u nas nie ma takich dzikusów, jak, dajmy na to, ty. U nas się na wszelki wypadek jednemu i drugiemu odrąbuje głowę. Nuż który urządzał zamachy albo w ogóle ciskał bomby. A zawiniątko? Zawiniątko bierze się do banku państwa, ponieważ pieniądze zawsze się przydadzą, skoro dzień w dzień trzeba ścinać głowy i w dodatku utrzymywać elegancką świtę”.
Wówczas z kolei zaczął wzruszać ramionami król dzikusów. On nie potrafił się tak śmiać jak Aleksander Macedoński: do tego trzeba mieć prawdziwe państwo, takie jak wasze, z szykownym uniwersytetem. Nie, król dzikusów tylko łagodnie spytał Aleksandra Macedońskiego:
„Powiedz, a czy w twoim wielkim kraju słońce świeci?”
„Jeszcze jak! Jak słońce jest na niebie, to ono świeci”.
„A czy deszcz pada w twoim wielkim kraju?”
„Co za pytanie? Jak deszcz sobie pada, to on pada”.
„A czy w twoim wielkim kraju jest trzoda chlewna?”
„Daj ci Boże tyle trzody chlewnej, ile tego jest w moim kraju”.
Zamyślił się król dzikusów, a potem powiada:
„Wiesz co, Aleksandrze Macedoński, o ile w twoim kraju jeszcze świeci słońce i jeszcze pada deszcz, to jedynie ze względu na trzodę chlewną”.
Zdarza się, że jestem tak zabiegany, iż nie mam kiedy napisać czegoś nowego. Sięgam wtedy po stare, sprawdzone teksty. Jednym z nich jest kawałek z książki Burzliwe życie Lejzorka Rojtszwańca, Ilii Erenburga (przekładu dokonała pani Maria Popowska). Mam nadzieję, że ten fragment sprawił Wam przyjemność…
Panie Zbyszku znalazł Pan świetny opis działania Państwa.
Są jednak jeszcze ludzie dla których świeci słońce i pada deszcz .
To robota Ilii Erenburga. Trzeba jednak przyznać, że pierwszorzędnie ukazał rabunkowy charakter państwa, niezależnie od ustroju, który w rzeczywistości jest tylko zasłona dymną, by ukryć prawdę.
Tak…a czytelnik się zaduma i pokiwa głową 😉