H.G. Wells w noweli Kraina ślepców opowiada historię młodego mężczyzny, który zagubił się w górach. Człowiek ów najął się jako przewodnik grupy Anglików, chcących zbadać niektóre szczyty Andów. Nocą, gdy rozbili obóz, Nunez – bo tak miał na imię – ześlizgnął się po upłazie śnieżnym, a swoim upadkiem wywołał lawinę i ślad po nim zaginął. Nie umarł jednak, życie ocalił mu śnieg. W dolinie, w której się znalazł, trafił na ludzkie domostwa – dość dziwne domostwa, bo pozbawione okien. Gdy podszedł bliżej, odkrył, że wszyscy mieszkańcy doliny byli ślepi.

Nie rozumieli nawet, co to jest wzrok. Dlatego uznano go za dzikiego człowieka, dzikiego człowieka ze skał. Stwierdzono, że jego umysł jest bardzo prymitywny, a mowa pierwotna. Starszyzna uznała, że Nunez jest istotą nie w pełni ukształtowaną. Starał się ich przekonać, że jest inaczej, na odwrót. Mówił im o niebie, górach, kolorach, o wzroku, lecz to przechodziło ich pojęcie i nie wierzyli mu, gdyż byli ślepi od pokoleń i nazwy rzeczy widzialnych zaginęły w ich mowie. Po prostu nie rozumieli, o czym mówi. Uważali, że to bajeczki, fantazje.

Z wolna Nunez zdał sobie sprawę, że jego pochodzenie, dar wzroku, znajomość cudów świata, nie zjednają mu wcale uznania, a wręcz przeciwnie – wrogość. Przestał ich przekonywać i zaczął słuchać. Miejscowi mędrcy wyjaśnili mu, że czas dzieli się na dwie pory – ciepłą i zimną i że w ciepłej należy spać, a pracować w zimnej. Zrozumiał, że chodzi o dzień i noc, że ślepcy śpią w ciągu dnia, a nocą pracują. Przedstawili mu także szereg innych zagadnień filozoficznych, które z jego punktu widzenia były jednak stekiem bzdur.

Nunez nie rezygnował z przekonywania ich, że świat można zobaczyć i że istnieje coś takiego jak wzrok. Ale naśmiewano się z niego. Wreszcie zbuntował się i uciekł w góry. Niestety, nie miał tam, co jeść i głód zmusił go do powrotu. Ślepcy wyrazili zgodę, by udzielić mu pomocy, ale pod warunkiem, że wyrzeknie się swoich herezji. Musiał publicznie oświadczyć, że nie ma czegoś takiego jak wzrok i że świat kończy się wraz z końcem ich doliny. Musiał zgodzić się na wszystko i żyć według ich praw i zwyczajów.

Z czasem zakochał się w młodej dziewczynie, która najbardziej z nich przypominała osobę widzącą. Ale krewni sprzeciwiali się jej związkowi z kimś niedorozwiniętym, za kogo uważano Nuneza. Ojciec dziewczyny zwrócił się w tej sprawie do starszyzny. Wtedy jeden ze ślepych doktorów oświadczył:

– Zbadałem go i wiem, co powoduje jego upośledzenie. Chorobę u niego wywołują mianowicie te dziwne miejsca, zwane oczami, które istnieją jedynie po to, aby tworzyć miłe dołki na twarzy. W jego przypadku są one chore i uciskają mózg. Nienormalnie nabrzmiałe, otoczone włosami o ruchliwych powiekach. Świadczą o chorobie. Jego mózg jest nieustannie podrażniony.

– Co wobec tego począć? – zapytano doktora.

– Należy usunąć te drażniące narośle – odparł. – W tedy będzie zupełnie zdrów i stanie się doskonałym obywatelem.

Gdy Nunez o tym usłyszał, bardzo się zmartwił. Ukochana jednak zaczęła nalegać, aby się zgodził.

Młodzieniec powiedział wtedy:

– Tyle jest pięknych rzeczy – kwiaty, drzewa; dalekie niebo; zachody słońca, gwiazdy! I ty!… Dla ciebie samej dobrze jest mieć wzrok. Widzieć twoją słodką, pogodną twarz, twoje śliczne usta, twoje kochane, piękne ręce. Oczarowałaś właśnie moje oczy, moje oczy prowadzą mnie do ciebie – a ci idioci chcą mi je zabrać. Odtąd będę musiał dotykać cię, słuchać, ale nigdy cię nie zobaczę. Nie! Ty przecież nie chcesz zmusić mnie do tego, prawda?

Dziewczyna odparła, że bardzo chce, aby byli razem. W ciągu tygodnia, poprzedzającego operację, która miała go dźwignąć do rzędu wolnych obywateli Krainy Ślepców, Nunez nie zaznał snu. W czasie gorących, słonecznych godzin, gdy wszyscy spali, siedział i rozmyślał, albo włóczył się bez celu, ważąc w myślach okropny dylemat. Dał już odpowiedź, wyraził zgodę, a jednak nie był pewien! Upłynęła wreszcie ostatnia noc, wypłynęło wspaniałe słońce, ponad złotymi wierzchołkami gór i rozpoczął się dla Nuneza ostatni dzień, w którym widział.

Spotkał się ze swoją ukochaną i powiedział do niej:

– Od jutra już cię więcej nie zobaczę.

– Najdroższy! – odrzekła, ściskając go mocno za ręce. – Nie będziesz prawie wcale cierpiał. Zniesiesz to, wytrzymasz dla mnie, najukochańszy. Jeżeli serce i życie kobiety mogą wynagrodzić poświęcenie, ja ci to wynagrodzę. Mój najdroższy, ja ci to wynagrodzę.

Nunez wciąż nie był pewien, potrzebował samotności. Chciał pójść gdzieś daleko, gdzie mógłby popatrzeć na bujne łąki, całe w narcyzach, i tam pozostać aż do godziny swojej ofiary. Idąc tak przed siebie, podniósł oczy i zobaczył poranek, schodzący z gór pranek, który przypominał anioła.

W obliczu tej światłości wydało mu się, że on sam i miłość jego, i świat w dolinie ślepców — są tylko okropnym snem. Myślał o wielkim, wolnym świecie, z którego przyszedł, do którego należał. Pomyślał, że być może, udałoby się po dniu albo dwóch wspinaczki, po przebyciu paru przełęczy wrócić. Pomyślał o podróży przez miasta i wsie, lasy, o podróży wartką rzeką, aż do chwili, kiedy jej brzegi się rozstąpią, kiedy się wypłynie na morze – morze bezgraniczne, z tysiącem, tysiącem wysp i z okrętami, dążącymi w mglistą dal, we wszystkie strony świata.

Oczy Nuneza z rosnącym zainteresowaniem zaczęły badać stromiznę, dzielącą go od świata. Gdyby tak, na przykład, zacząć się wspinać tędy, po tych piargach, aż do tamtego komina górskiego, a gdyby tak wspiąć się jeszcze wyżej i wyżej, można by się stąd wydostać. Obejrzał się na wioskę i patrzył długo. Myślał o ukochanej i stawała się dlań coraz mniejsza i coraz dalsza.

Wtedy zwrócił się znowu w stronę górskiej ściany i bardzo ostrożnie zaczął się wspinać…

2 komentarze

  1. Chociaż mówi, się, że dobrze widzi się tylko sercem a wizje ma się w głowie, to jednak na pierwszy rzut oka widzimy, dostrzegamy, zanim zmysły cokolwiek poczują a głos powie. Chociaż czasem lepiej jest być ślepcem i nie widzieć nieudolnych poczynań innych.

    Katarzyna R.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *