“Wrócił znów do pokoju, który przed laty zajmował jako student. Na przeciw było okno sąsiadów, z którego nieraz buchały kaskady śmiechu. Mieszkała tam piękna dziewczyna i czasem, gdy spotkali się w oknach uśmiechała się do niego wstydliwie. Nieraz rzuciła mu kwiatek przez okno – niby to niepostrzeżenie.
On jednak zajmował się wtedy boskim Platonem. Ślęczał nad książkami od rana do wieczora. Pragnął bardziej znaczenia, wiedzy i sławy. Snuł wizje swojej wielkości. Widział się jako hasło w encyklopedii. Siedział, jak więzień za kratami pisząc uczone rozprawy. A w duchu klął roześmianą sąsiadkę, piosenki, które tam śpiewano i lato, które temu sprzyjało. Starał się nigdy nie zaglądać w jej okna, choć nieraz mignęła mu białą sukienką.
Potem dostał stypendium i wyniósł się z ubogiego pokoju na poddaszu. Po latach życiowych klęsk i upokorzeń znów znalazł się w tym samym pomieszczeniu. Ale teraz nie myślał już o książkach i sławie, lecz patrzył ciekawie w okno sąsiadów, jakby spodziewał się, że znów ujrzy tą piękną dziewczynę sprzed lat. Daremnie jej wyglądał, upajając się wiosennym zapachem. Teraz już nic nie mąciło mu ciszy, której kiedyś tak bardzo pragnął. Ta cisza go drażniła i przygnębiała.
Okno było puste, bez firanek. Żadnej muzyki, żadnego śmiechu. Myśląc o tamtej dziewczynie wzdychał, sam nie wiedząc do czego. Wtedy zaczął żałować tego, co minęło. Przykro mu było, że nawet nie próbował jej poznać. Być może dzięki niej byłby szczęśliwy – a przynajmniej nie wypiłby tyle goryczy. Może nauczyłby się marzyć i kochać, zamiast mechanicznie osiągać cele – bez emocji i bez uczuć. Ale czy człowiek, który odepchnął potencjalne uczucie, by zamiast niego wymagać od życia wielkości, miał prawo się skarżyć?”.