SŁOWEM WYWOŁAĆ DRŻENIE NA SKÓRZE

„Niedaleko rzeka rzeczki / Poszły panny na porzeczki / I napadły hu hu hu…”. Brzmi to niewinnie, prawda? Ot, taka ludowa piosneczka. W rzeczywistości jednak tekst przyśpiewki uchodził za frywolny. „Iść na porzeczki” w języku dawnej liryki miłosnej oznaczało współżyć cieleśnie, podobnie jak zrywać jabłka (zakazane owoce), albo – w przypadku dziewcząt – zbierać żołędzie ewentualnie grzyby. Nasi pradziadowie nie byli tacy bezpośredni jak my, stosowali wiele subtelnych przenośni w swojej mowie miłosnej. Pięknym, lecz zapomnianym określeniem jest na przykład „żegluga Wenery”. Rzeka jest w nim symbolem …

NA TLE ŚCIANY W KOLORZE PORANNEJ KAWY Z KOCHANKĄ

Dziś moja ostatnia noc na Prądzyńskiego. Mam świadomość, że coś się kończy i nigdy już nie powróci. Chodzę po pustym mieszkaniu, w którym pozostało już tylko łóżko, i wspominam szczegóły zdarzeń opatrzonych pieczęcią nieodwracalnej przeszłości. Tu zdarzyło się to, tam zdarzyło się tamto – każdy skrawek podłogi ma swoje wspomnienie. Dopóki istnieję, te chwile będą żyły we mnie, ale żadna z nich nie jest wieczna, przeminą wraz z chwilą, z którą wydam ostatnie tchnienie. Zamknąłem już magiczne zwierciadło na tle ściany w kolorze porannej kawy z kochanką. …

UMIAŁ SIĘ CIESZYĆ BYLE CZYM

Otchłań ziejąca pustką zamiast serca – to nosze w sobie po każdej wizycie na cmentarzu. Mam jednak świadomość, iż dzieje się tak dlatego, że skupiam się na sobie, na swoim bólu. Gdybym skupił się na tym, jaki był Darek, musiałbym się śmiać zamiast płakać przy jego grobie. Dlatego staram się zachować w pamięci te chwile, gdy płakaliśmy ze śmiechu, śmiejąc się właściwie z byle czego. W jednym z najwcześniejszych wspomnień, jakie przechowuje moja pamięć, idziemy obaj wiejską dróżką, trzymając się za ręce. Myślę, że Darek nie miał …