Nie wiem dlaczego wszyscy ci, którzy widzieli mój samochód złośliwie utrzymują, że coś takiego nie ma prawa jeździć. Jak nie ma, jak ma! Mój czteroślad turla się po Wrocławiu z gracją godną wyrafinowanej baletnicy. Może nie jest tak podobny do innych samochodów, jak inne samochody do siebie, ale kto powiedział, że wszystkie auta muszą być takie same. Jestem indywidualistą, więc mój samochód też powinien być indywidualnością na szosie, prawda?

Określam go czułym słowem „mimochód”, nie tylko dlatego, że chodzi mimo wszystko, lecz głównie z tego powodu, że robi to mimo odrażającej fali hejtu, która go niesłusznie spotyka. Co z tego, że nie ma przyśpieszenia? A w czym mi to przeszkadza? Gdzie mi się śpieszy? Odkąd nim podróżuję nie zapłaciłem żadnego mandatu za przekroczenie szybkości. Policjanci nie próbują mnie nawet łapać na radar. Jeśli mnie zatrzymują, to tylko, żeby poprawić sobie humor. A tak, przypominam sobie jeszcze jeden przypadek… raz zdarzyło się, że kazali mi zjechać na pobocze, by rozładować kilometrowy prawie korek, który się za mną utworzył. A że inni kierowcy na mnie trąbią, no to co na to poradzę. Jak chcą, niech sobie trąbią. Jeśli ktoś jest trąba, to będzie trąbił, i nie ma znaczenia, z jakiego powodu!

Za to historie, jakie mimochodem mi się przytrafiają – o, tego to już mógłby mi pozazdrościć niejeden literat! Ot, choćby niedawno… znajomy poprosił mnie, żeby odebrać go ze szpitala. No więc jak tu nie pomóc bliźniemu? Pojechałem. Od razu zauważyłem, że jemu też nie zaimponował mój mimochód. Wahał się nawet czy wsiąść do niego, czy nie wezwać taryfę. Najbardziej zniesmaczało go to, że okno od strony pasażera się nie zamyka. Na szczęście zamiłowanie do oszczędzania wzięło w nim górę nad luksusem podróży. Upewnił się, że nikt ze znajomych nie widzi go i  dyskretnie wślizgnął się do auta. W ten sposób zaczęła się nasza podróż z ulicy Borowskiej we Wrocławiu, na ulicę Szewską. Gdzieś od połowy drogi czułem, że korci go, aby mi coś niegrzecznego powiedzieć. Ważył słowo na języku, ważył, aż wreszcie się odważył. Z wrodzonym sobie taktem, wyraził następującej treści opinię o moim mimochodzie:

Nie pamietam już nawet ile dedykacji podpisałem na masce tego samochodu...
Nie pamiętam już nawet ile dedykacji podpisałem na masce tego samochodu. Ale było ich naprawdę wiele…

– Wiesz co? Czuję się, jakbym jechał swoim samochodem sprzed trzydziestu lat.

Po tych słowach zachichotał jak pawian w ogrodzie zoologicznym. Nie wiem dlaczego, ale jakoś mnie to ubodło. Nie dosyć bowiem, że wyświadczałem mu gratisową przysługę, to on jeszcze krytykował mój mimochód! Więc zebrałem się w sobie na ripostę i mówię:

– No to ci współczuję.

– Mi, a niby czego? – zapytał ze sztucznym zdziwieniem. – Przecież to ty jeździsz takim złomem, a nie ja.

– Współczuję ci tego – wyjaśniłem dokładniej – że ty już trzydzieści lat temu musiałeś jeździć takim złomem, jakim ja jeżdżę dopiero dzisiaj.

Po tych słowach zamknął się i do samego domu nie wygłaszał swoich nieprzemyślanych aforyzmów na temat mimochodu.

Dodam, że jakieś trzy godziny wcześniej, gdy wybierałem się po niego do szpitala, postanowiłem zaprosić go do siebie na ciepłą grochówkę. Żal mi było chłopiny, że wraca do pustego i zimnego mieszkania, którego w tym roku nie ma nawet czym ogrzać, bo nie stać go na węgiel za trzy tysiące. Ale po tym, jak się wyraził na temat mego pojazdu, wrodzona mi gościnność straciła impet. Poczułem nieodpartą potrzebę, żeby go jeszcze dodatkowo pogrążyć i, po powrocie do domu, osobiście wtryniłem jego porcje grochówki! A przy tym wcale mi go nie było żal. Jeśli czegoś żałowałem, to wyłącznie tego, że on nic o tym nie wie. Miałem ochotę zadzwonić i powiedzieć mu, iż zżeram właśnie przeznaczoną dla niego zupę, ale wiedziałem, że uniesie się pychą i powie mi, że wcale mu na tym nie zależy. No to jak mu nie zależy, to zjadłem jeszcze dokładkę, którą normalnie bym mu zaproponował, gdyby powiedział, że mu smakowało. I tak właśnie kończą ci, którzy krytykują mój mimochód!

 

OD AUTORA:

4 komentarze

  1. Podziwiam cierpliwość i miłosierdzie! Myślę, że oddanie talerza grochówki niewdzięcznikowi, byłoby skutecznym zabiegiem, oczywiscie pod warunkiem, że znajomy przebywał na oddziale gastroenterologicznym lub chirurgii ogólnej z ostrym zapaleniem wyrostka robaczkowego.

Skomentuj ZBYSZEKN Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *